W zasadzie powinnam powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Mam przecież wspaniałe życie.
Mam świetnego męża, który kocha mnie ponad wszystko. Mam cudownego syna, z którym świetnie się dogaduje. Mam kochającą mamę. Wspaniałe psiaki umilające wolne chwile. Mam dach nad głową. Mam też, hmm..., mam ojca. Cóż, żyć - nie umierać...
Mało? Nie, biorąc pod uwagę fakt, że Bóg dwukrotnie dał mi "nowe życie", pozwalając pokonać chorobę.
Więc o co chodzi? Skąd smutek, skąd żal, skąd wątpliwości?
Wszystko się zgadza. Stan rodzinny, bytowy i emocjonalny. Można pomyśleć, czego ona chce, co jej nie pasuje. Ma wszystko - dom, rodzinę, nawet zdrowie (trochę nadszarpnięte, ale jednak ma - żyje). Tak. To prawda. Ale nie wszystko jest takie piękne. Czego chcę? Niewiele. Proszę o spokój. Nic więcej. Nie chcę "gromady" pieniędzy, willi z basenem, złotego mercedesa. Nie chcę. Ja proszę Boga tylko o spokój. Proszę bym mogła spokojnie cieszyć się tym, co mi dał i robić to co mam robić.
Tak się zastanawiam, czy ktoś w ogóle chciałby o tym czytać, czy kogokolwiek może zainteresować ta smętna historia... Po co więc to pisanie? Głównie po to, żeby wylać z siebie cały żal do tego świata, do "państwa prawa i sprawiedliwości". HA, dobre - państwo prawa i sprawiedliwości! Ciekawe dla kogo i gdzie?!?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz